„Najważniejszy związek” Iwona Majewska - Opiełka.
- To ksiązka, która:
- powinna być w każdym domu
- wiele zmienia w naszej relacji z samym sobą, poprawia relacje z innymi, a tym samym pomaga lepiej funkcjonować w różnych aspektach życia
- jest dla każdego bez względu na rolę jaką pełni w życiu (rodzic, pracowników, szef...)
- jest pełna inspiracji i motywujących treści
- zawiera wiele ciekawych ćwiczeń, które pozwalają ruszyć w drogę do siebie
- sprawie, ze po jej skończeniu ma się ochotę zacząć czytać od nowa.
Wracam do niej często.
Jeżeli szukacie pozycji, która pomoże Wam zrozumieć, czym jest poczucie własnej wartości, jak możecie je zbudować, to ta pozycja jest dla Was.
Najlepszą rekomendajcą są słowa autorki:
„... jeśli uporządkujemy związek ze samym sobą i z pełną miłości troską zaczniemy się sobą opiekować, to niektóre sprawy rozwiążą się same. Staniemy się jakby lżejsi i szczęśliwsi. Przestaniemy wręcz być zdolni do gromadzenia w sobie urazy, gniewu czy żalu, będziemy niemal automatycznie wybaczać, a nawet myśleć o innych tak, że wspomniane emocje nigdy nie powstaną. To wszystko przekłada się nie tylko na psychiczny wymiar życia, ale również biologię, co objawia się większą odpornością na stres i wszelkie wirusy, zdrowiem i wysokim poziomem sił witalnych.”
„Gdziekolwiek jesteś bądź” Jon Kabat- Zinn.
Jeżeli masz poczucie, że życie przepływa Ci przez palce, że żyjesz za szybko, za mocno. Czujesz się jak chomik w karuzeli.
Jeżeli brakuje Ci chwili na zadumę, refleksję, na bycie ze sobą.
Jeżeli chcesz to zmienić, zwolnić, ale nie wiesz jak, to być może ta książka jest dla Ciebie.
To książka o medytacji. Takiej prawdziwej, w której docierasz do siebie. Mnie uspakaja i wprowadza w doskonały nastrój. Długo czekała na mojej półce i nie potrafię powiedzieć, dlaczego sięgnęłam właśnie po nią. Wygląda na to, że to był jej czas.
A właściwie mój, bo Zinn uczy jak wrócić do siebie. Oprócz wspaniałych treści daje też wskazówki i ćwiczenia. To mój początek tej drogi...
„Medytacja jest jedyną intencjonalną, systematyczną ludzką aktywnością, która w gruncie rzeczy dąży do tego, byśmy nie próbowali udoskonalać siebie ani nie starali się dotrzeć gdzie indziej, lecz po prostu uświadomili sobie, gdzie jesteśmy teraz”.
Nie oceniaj książki po okładce.
Nie osądzaj w ten sposób ludzi.
Nigdy.
To najważniejsza refleksja, która przyszła do mnie po przeczytaniu książki „To już moje ostatnie życie” Michała Koterskiego. Nie żebym jakoś specjalnie śledziła jego dorobek, ale książka mnie zaciekawiła. Widziałam niektóre filmy, inną rozrywkową działalność, obserwowałam w sytuacji prywatnej lata temu na jednym z podwarszawskich kąpielisk... Miałam go za „pajaca”, lekkoducha, człowieka niepoważnego, za co bardzo przepraszam.
Książka jest niesamowita. Szczera do bólu, ważna. Czyta się ją lekko. Już zawsze będę ją kojarzyła z pobytem na Bali, gdzie miałam przyjemność ją czytać. I wspominam o tym, bo dodała temu urlopowi jakiejś niesamowitej magii. To książka bardzo dla mnie ważna, bo dotyka ważnych i bliskich mi tematów.
To pozycja, która powinna być obowiązkowa do przeczytania dla wszystkich osób zmagających się z uzależnieniem, ale też dla osób współuzależnionych. Pozwala zrozumieć jak funkcjonuje taka osoba. To książka o niezwykłej sile, odwadze mówienia o rzeczach trudnych i o tym jakie cuda może sprawić wiara.
„Z nałogiem się nie wygrywa, bo tu się po prostu nie wychodzi na ring. To jedyne rozwiązanie: w ogóle nie wyjść z alkoholem czy narkotykami na ring, bo zawsze dostaniesz od nich wpierdol. To tak, jakbyś za każdym razem chciał się zmierzyć z Mikiem Tysonem i myślał, że go pokonasz. No, nie pokonasz!”
(fragment książki)