Zaskoczył mnie pozytywnie. Lubimy, kiedy nasze zwiedzanie przeplatane jest cudami natury i cudami stworzonymi przez człowieka. To drugie często dotyczy miast. Jeżeli mam wybierać, to zawsze wybiorę przyrodę. Miasta lubię zwiedzać, ale mało kiedy mam ochotę do nich wracać. Mam jednak kilka ukochanych miast (np. Rzym, Toruń…).
O Bangkoku wiedziałam to, co przeczytałam w przewodnikach. To był nasz pierwszy punkt poznawania Tajlandii. Spędziliśmy w nim 6 dni i wyjeżdżając miałam niedosyt.
To co nieustannie robiło na nas wrażenie to buddyjskie świątynie. Każda inna, ale pełna przepychu i pewnego rodzaju magii. Nasza 6-letnia Wiktoria często wraca pamięcią właśnie do buddyjskich świątyń w Bangkoku. Dzieci lubią kolory, blask, kwiaty. Na naszej mapie zwiedzania nie mogło zabraknąć świątyń Wat Pho, Wat Arun, czy świątyni monumentalnego złotego Buddy Wat Paknam. Chętnie wchodziliśmy też do mniej znanych, ale równie pięknych, które pojawiały na nasze trasie turystycznej. Tajlandia bez wszechobecnych posągów Buddy nie miała by takiego uroku.
Bangkok to duża metropolia. Miasto liczy ok 6 mln mieszkańców, cała aglomeracja zaś 15 mln. To ogromna powierzchnia i wielka liczba ludzi. Jest głośno, ciasno, wszyscy pędzą. Zupełnie jednak mi to nie przeszkadzało. Wiedziałam przecież jakie miejsce wybraliśmy na nasz turystyczny celownik. Przemieszczanie pomimo dużej rozległości jest bardzo proste. Naszym ulubionym sposobem poruszania się był Menam. Przy rzece leży wiele znanych zabytków i można dostać się nią w wiele interesujących miejsc Bangkoku. To szybki, tani i bardzo przyjemny sposób przemieszczania się. Do dyspozycji są różne rodzaje łodzi, które kursują bardzo często. Oprócz tego mamy do wyboru kolej Skytrain (BTS), metro, autobusy, taksówki, tuk tuki. Trzeba tyko wziąć pod uwagę tajską fascynację klimatyzacją. Po wejściu z rozgrzanego miejskiego powietrza, w kolejce, czy metrze można przeżyć szok termiczny.
Długa i bogata historia Bangkoku miesza się z jego nowoczesnymi elementami. Biurowcami, hotelami i budynkami mieszkalnymi.
Ogromne wrażenie zrobił na mnie największy wieżowiec w Tajlandii King Power Mahanakhon, który pnie się w górę na wysokość 304 m. Widok z 78 piętra i przeszklonego tarasu zapiera dech w piersiach. Przyznaję, że miałam spore obawy, żeby wejść na przeszklony taras, a moja głowa była trochę „skołowana” na tej wysokości.
Na różnych forach często widzę komentarze, że na Bangkok nie warto poświęcać zbyt dużo czasu. Wszystko zależy od tego, ile czasu możemy na takie zwiedzanie wygospodarować. W naszym przypadku 6 dni intensywnego zwiedzania (brawo dla naszych dzieci, które dzielnie dawały radę), to było za mało.